Lech Poznań miał wszystko w swoich rękach, kiedy po 45 minutach prowadził z Rayo Vallecano 2:0. Jednak wynik ten od zawsze uznawany jest za niebezpieczny i tak też było tym razem. Druga połowa? Trzy bramki gospodarzy, w tym decydująca w doliczonym czasie gry.

Niezwykle skuteczny Lech Poznań w pierwszej połowie

Lech Poznań znakomicie wszedł w to spotkanie, mimo że to Rayo Vallecano wyglądało na bardzo zmotywowane. Luis Palma w swoim stylu czarował dryblingiem, a także własnymi pomysłami. Natomiast to, co najważniejsze dla Lecha, wydarzyło się 11. minucie. Wówczas na prawej stronie akcję podciągnął Joel Pereira. Zdecydował się zagrać bezpośrednio w pole karne i wykonał to naprawdę dokładnie. Kluczowe w tej sytuacji było zachowanie Luisa Palmy. Jego strzał głową, niczym rasowego napastnika, był nie do obrony. Powtórki można oglądać w nieskończoność.

Napór ze strony Rayo Vallecano ciągle rósł, a Lech dość mocno musiał się cofnąć. Dał radę. Ba, nawet więcej! Po tym jak przetrwał, był w stanie wyprowadzić bardzo składną akcję. Znów prawą stroną boiska, ale tym razem to Pablo Rodriguez zagrywał po ziemi w kierunku Antoniego Kozubala. Młody pomocnik nie zastanawiał się nawet przez moment. Mocny strzał zaskoczył golkipera, który chyba mógł nieco więcej wykonać w tej akcji.

Rayo wygrało rzutem na taśmę

Po zmianie stron widać było, że Inigo Perez mocno wstrząsnął drużyną. Lech nie miał pomysłu, jakby w ogóle nie zakładał, że do przerwy będzie miał taki wynik. Napór w końcu opłacił się gospodarzom, ale żeby zdobyć bramkę, na boisku musiał się pojawić legendarny w Vallecano - Isi Palazon. To on wykorzystał błąd w kryciu i pokonał Bartka Mrozka. Wówczas rozpoczęło się odliczanie, czy Lech da radę utrzymać wynik.

Do przewidzenia było, że przy takiej różnicy bramkowej gospodarze będą praktycznie bez przerwy napierać. Bartek Mrozek kilkukrotnie pofrunął nad murawą efektownie interweniując. Rayo pracowało i koniec końców doprowadziło do wyrównania w 83. minucie za sprawą de Frutosa. Wydawało się, że w taki sposób się to skończy, a sam Niels Frederiksem zdecydował się nawet na wprowadzenie piątego obrońcy.

Nic z tego, ewidentnie Rayo złapało rytm, niesione dopingiem kibiców. W doliczonym czasie gry Lech jedynie wybijał piłki z pola karnego, ale w czwartej minucie doliczonego czasu gry defensywa skapitulowała. Długie podanie do lewej strony przeważyło i Alvaro Garcia, który zaczarował. Wbiegł w pole karne i umieścił piłkę w siatce - sprawił, że Campo de Futbol de Vallecas wybuchło w euforii.