Dzisiaj będzie trochę o piłkarskich żartach. Niektórzy z was pewnie znają zapach B-Klasowej szatni. Zawsze w zespole jest ktoś, z kogo cały zespół ciśnie bekę. Bo przychodzi w dziwnych ciuchach, jeździ śmiesznym samochodem, często bywa narąbany, kopie z czuba, a może opowiada o nocnych podbojach. Albo ma olbrzymi dystans do siebie, albo nie ma go wcale. To doskonały materiał na strojenie sobie żartów!

Wielkim obiektem drwin był zawsze przesądny Gennaro Gattuso, który przez całe MŚ 2006 nie zmieniał dresu, bo uważał, że to przynosi szczęście, a Italia wygrywa dzięki niemu. Powiedzieć, że od niego śmierdziało, to komplement. Gennaro mówił tak dobrze po włosku, jak Franz Smuda po polsku. Koledzy non stop go poprawiali, a on się tylko wściekał. Robił błędy w każdym zdaniu. Jak już doszło do apogeum wściekłości, to dźgał kolegów z Milanu widelcem. Dawał się im podpuszczać, zjadając ślimaki, żeby tylko wygrać zakłady. Wariat.

Paul Gasciogne z kolei świetnie żartował sam z siebie i z kolegów. W Rangersach potrafił… nasrać właśnie owemu Gattuso do spodenek. Jednocześnie potrafił też przyjść na trening w stroju wędkarskim i z wiaderkami pełnymi ryb, mówiąc, że rano był sobie nad jeziorkiem. Oczywiście wszyscy składali się ze śmiechu, leżąc na ziemi, bo Gascoigne wcale nie był na rybach, ale wcześniej kupił – strój, wiadra i ryby. Żeby tylko zrobić sobie jaja i być w centrum uwagi. Po domu chodził prawie zawsze „na waleta”. Jeśli nie chciał, żeby ktoś siadał na jego ulubionej kanapie, to mówił, że właśnie przed chwilą zszedł z kibla.

Paul Merson nie miał barier. Potrafił sprzedać swój garnitur klubowy dilerowi, żeby kupić kokainę. W każdy wtorek można go było spotkać w najgorszych spelunach, gdzie łoił alkohol bez opamiętania. Fani Arsenalu non stop spotykali go pijanego i przysyłali listy ostrzegawcze do Georga Grahama. Merson był tak przekonujący, że wmawiał trenerowi, że to kibice Tottenhamu specjalnie go oczerniają. Był jednak nieprzeciętnym piłkarzem, który rozegrał ponad 300 meczów w Arsenalu. Wydał zresztą świetną autobiografię pod tytułem – „Jak nie być profesjonalnym piłkarzem”, w której (wracając do naszych żartów) opisał bez żadnych skrupułów pewną bardzo… śmierdzącą historię.

Czasami wkręcenie kumpla-piłkarza przekracza barierę i jedzie po bandzie. W Arsenalu David Seaman był nazywany „ważniakiem”. Jeśli wychodził na piwo, to na jedno. Nie śmieszyły go prymitywne żarty, zawsze pierwszy grzecznie spał w łóżeczku pod kocykiem, nie spoufalając się z pijacką bandą, która wychodziła powrzeszczeć w mieście. Jego kolegą był Lee Dixon – podobny „sztywniak”. Na jednym ze zgrupowań Paula Mersona wyraźnie od pomysłów zaswędziała głowa. Wpadł więc na pomysł, by zażartować… oczywiście z Davida Seamana. Postanowił zrujnować sąsiadom z przeciwnego pokoju piękny widok na morze. Merson udał się na balkon bramkarza i załatwił tam potrzebę fizjologiczną, nazywaną popularnie „dwójką”. Tak, po prostu postawił mu tam klocka.

Kiedy Seaman wrócił do hotelu, zaczął tak wrzeszczeć, że było go słychać dosłownie wszędzie. Merson z łatwością usłyszał to, wylegując się nad basenem. Z piętra słyszał tylko donośny głos golkipera, który raz za razem powtarzał: „Co za k***a to zrobiła”?

 Zawód: Typer | #CiekawoZTka