Wyobraźcie sobie reprezentację, która do 2014 nie miała żadnej kadry młodzieżowej, a 15-letni zawodnicy musieli od razu rywalizować na seniorskim, międzynarodowym poziomie. Wyobraźcie sobie reprezentację, która pierwszy trening odbyła dopiero w 2014, mimo, że kraj niepodległość uzyskał już w latach 80-tych. Wyobraźcie sobie reprezentację, która nie miała pieniędzy nawet na swoje stroje i musiała liczyć na łaskę gospodarzy, z którymi grała mecze. Wyobraźcie sobie reprezentację, która przegrywa mecz 0:46… I teraz skończcie sobie to wyobrażać, bo to wszystko wydarzyło się naprawdę. Przedstawiam Wam najgorszą drużynę świata.

Oficjalne dane podają, że w Mikronezji w piłkę gra 150 dorosłych osób oraz około 500 dzieci. Jeszcze do niedawna było tam – uwaga – trzech sędziów-wolontariuszy i pięciu trenerów-amatorów. Bez żadnych kursów, bez certyfikatów. Żadnego UEFA (lub tutaj bardziej ASIA lub OFC) A, B, C czy nawet Z. Piłki nożnej uczą tam ludzie, którzy futbolu sami nauczyli się oglądając mecze w telewizji i ewentualnie z internetu. Choć ten ostatni wcale nie jest takim oczywistym, bo wiele miast (a w większości wiosek) w Mikronezji nie ma dostępu do prądu, o stałym łączu nie wspominając.

Mikronezja, formalnie niepodległa, jest zależna od Stanów Zjednoczonych. W teorii niezależna, w praktyce bardziej coś w stylu zamorskiej kolonii. Dotacje z budżetu USA sprawiają, że kraj ten nie cofnął się o kilka wieków, choć i tak część ze 100 tysięcy mieszkańców żyje bez bieżącej wody, prądu, komunikacji miejskiej czy mediów. Jeśli jesteście zwolennikiem teorii, że „kiedyś to dzieciaki grały, więcej się ruszały i biegały po podwórku, bo nie było tych internetów i komputerów” (tu wklej sobie zdjęcie nosacza), to, choć w Mikronezji tego na ogół nie mają, społeczeństwo jest jednym z tych najbardziej trapionych otyłością na świecie. Statystyki podają, że aż 80-90% ludności ma nadwagę! Przekleństwem Mikronezyjczyków stał się Wujek Sam, gdy Amerykanie pojawili się tam w latach 50-tych ubiegłego wieku. Przywieźli ze sobą esencję amerykańskości – coca-colę, hamburgery, cukierki oraz tanie i tuczące jedzenie. Dla Mikronezji to zderzenie z „cywilizacją” okazało się fatalne w skutkach.

Piłka nożna w Mikronezji zaczęła „kiełkować” dopiero około 30 lat temu, gdy prawnik z Ghany przez jakiś czas mieszkał w tym kraju i pokazał tubylcom na czym polega ta gra. Zażarło, bo całkiem nowy sport przyjął się tam bardzo szybko i był uprawiany nawet po wyjeździe tajemniczego przybysza z Afryki. W 1998 roku Mikronezja wzięła udział w swoim pierwszym w historii turnieju piłkarskim: Micronesian Games rozgrywanym na Palau. Miał on charakter bardziej pokazowy i niewiele wspólnego z turniejami typu Euro czy gra o Mistrzostwo Polski. Szczerze mówiąc, nie miał wiele wspólnego nawet z walką o Mistrzostwo Marianów Północnych, choć akurat reprezentacja z tego terytorium wzięła udział w rozgrywkach. Mecze rozgrywano po dziewięciu zawodników na sporo mniejszym boisku, w dodatku po 80 minut. Mikronezja oficjalnie wystawiła 2 zespoły z… Mikronezji: Yap i Pohnpei – Yap i Pohnpei to 2 stany tego kraju. W Yap grali zawodnicy faktycznie wyselekcjonowani z mieszkańców wyspy, ale już w Pohnpei występowali zawodnicy, którzy nie mieli większego związku z krajem, często ludzie, którzy po prostu przebywali tam… na wakacjach. Zresztą rywale nie byli lepsi. W zespole Palau B występowali Bangijczycy (mieszkańcy Bangladeszu – dla tych, którzy nie rozwiązują krzyżówek ?) pracujący w Palau, a Północne Mariany przyleciały z kadrą w której również występował mix narodowościowy. W tym chaosie najlepiej poradzili sobie ci ostatni, którzy wygrali w finale z Guamem 3:0.

Żeby piłka nożna miała rację bytu w Mikronezji, trzeba dołączyć do FIFA, która mogłaby zasilić wyspiarski kraj dotacjami, wyciągając go z piłkarskiego chaosu. Najpierw jednak Mikronezja dołączyła do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, co znaczy, że mogła wysyłać swoich zawodników na Igrzyska. Wciąż nie mogła jednak brać udziału w eliminacjach do Mistrzostw Świata, ani żadnych oficjalnych turniejach piłkarskich. Między 1999 a 2003 rokiem kadra zagrała 8 spotkań towarzyskich – m.in. z Guamem (3 porażki, bilans 1:12), z Tahiti (porażka 0:17), z Nową Kaledonią (0:18), z Tonga (0:7) i z Papuą Nową Gwineą (0:10). Jedyna wygrana w historii miała miejsce 12 lipca 1999 roku, gdy udało się ograć Mariany Północne 7:0 podczas drugich w historii Micronesia Games, tym razem rozgrywanych już na ich terenie – równie chaotycznych, co pierwsza edycja na Palau. Dodam tylko, że w turnieju wystąpiły 3 drużyny: Mariany Północne, Mikronezja i tajemniczy Crushers (lub, jak podają inne źródła, Crusaders), którzy byli „międzynarodową drużyną” – ani reprezentacją, ani klubem. Po prostu zlepkiem przypadkowych osób, które podobno przepływały statkiem niedaleko Yap i w oczekiwaniu na przeładunek, zgodzili się zagrać w piłkę. Gospodarze wygrali cały turniej, w finale ogrywając Crusaders 14:1. Nie pytajcie jak do tego doszło i o co tam chodzi. Dość powiedzieć, że oficjalne dane na temat tego turnieju podają m.in. tylko jednego strzelca z meczu finałowego – Petera Paula Igesumala, który miał załadować 7 goli, a o reszcie już nie można znaleźć żadnej informacji. W dodatku ich finałowy rywal do turnieju przystąpił pod nazwą Crushers, a w finale zapisywany był już jako Crusaders…

Reprezentacja Północnych Marianów. O nich też kiedyś opowiem Wam więcej, bo to niezłe ananasy…

Ostatni raz kadra Mikronezji grała międzynarodowe spotkania w 2003 roku. Podczas Igrzysk Pacyficznych przegrała wszystkie 4 spotkania, tracąc 52 gole, nie strzelając żadnego. Co prawda w 2014 również odbyły się Micronesian Games, ale najpierw Kiribati i Guam w ostatniej chwili wycofały się, a Północne Mariany nie mogły znaleźć wystarczającej liczby zawodników, bo pierwsza reprezentacja (i w sumie ich jedyna) grała w tym czasie na Pucharze Azji Wschodniej. Tylko dzielne Palau wysłało drużynę, ale w Mikronezji słusznie doszli do wniosku, że tak dalej być nie może.

W 2014 na wyspach zawieszono dorosłą kadrę i postawiono na drużynę młodzieżową. Reprezentacja U-23 rozpoczęła niecodzienne treningi. Ze względu na dużą odległość pomiędzy wyspami oraz brakiem możliwości przedostania się do jednego, centralnego ośrodka treningowego (jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi), zajęcia odbywały się równocześnie w różnych częściach Mikronezji. Zawodnicy aspirujący do miana piłkarzy musieli trenować indywidualnie lub w małych grupkach. Prezydent Jim Wuthel nie miał zamiaru się jednak poddawać i mimo braku sponsora dla kadry, wysłał wyselekcjonowanych zawodników na Guam, żeby drużyna po raz pierwszy mogła trenować razem. Gospodarze w całości sfinansowali podróż i pobyt zawodników na obozie, w dodatku zorganizowali serię sparingów z lokalnymi klubami. Guamczycy oddali sąsiadom komplet koszulek piłkarskich, bo każdy gracz z Mikronezji przywiózł t-shirty ze swojej szafy. Kilku zawodnikom trzeba było też ufundować buty, bo na obóz przylecieli w sandałach lub klapkach. Całe to zamieszanie było po to, żeby w 2015 kadra U-23 mogła wziąć udział w Pacific Games w Papule Nowej Gwinei. Udział w turnieju był jednym z warunków postawionych przez FIFA, żeby w ogóle rozważać kandydaturę Mikronezji w kwestii członkostwa. Z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego pozyskano 50 tysięcy dolarów na sfinansowanie wyprawy do Port Moresby, gdzie doszło do największych pogromów w historii piłki nożnej na poziomie narodowych reprezentacji.

„Obóz przygotowawczy” kadry U23 Mikronezji do Pacific Games 2015

Na dzień dobry Tahiti wyrównało swój rekord zwycięstwa z 1971, gdy również podczas Pacific Games ograło Wyspy Cooka 30:0. Lokalni fani po tak dotkliwej porażce, nieco prześmiewczo, zaczęli kibicować Mikronezji, nazywając zawodnika z numerem 10 na koszulce (Rogera Nakasone)… mikronezyjskim Messim… Po meczu Tahitańczycy odtańczyli na boisku hakę, co jeszcze bardziej przybiło przegraną drużynę. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść.

Drugi mecz przyniósł rekordowe zwycięstwo w światowym futbolu reprezentacyjnym. Fidżi zmiażdżyło rywali aż 38:0, już do przerwy wbijając 21 goli. W przerwie podstawowego bramkarza Mikronezji w bramce zastąpił… pomocnik Domonic Gadad, który piłkę do siatki przepuścił już tylko 17 razy. Wynik był poprawieniem rekordu Amerykańskiego Samoa, które przegrało 0:31 Australią. W oficjalnych statystykach jako rekord nadal widnieje jednak wyczyn Samoańczyków. Mikronezja nie należy bowiem do FIFA, a w dodatku w meczu w Papui-Nowej Gwinei udział brał de facto zespół U-23.

Po meczu selekcjoner Fidżi był… zły na swoją drużynę, że nie do końca trzymała się planu taktycznego. Opiekun przegranych, Australijczyk Stan Foster przypomniał natomiast, że jego drużyna składa się z chłopców, którzy pierwszy raz piłkę kopnęli dopiero 18 miesięcy temu, gdy powołał tę drużynę do życia.

Vanuatu, żeby awansować do następnej rundy, potrzebowało strzelić minimum 30 goli. Znajdująca się wówczas na 200. miejscu w rankingu FIFA drużyna już do przerwy prowadziła 24:0. Ostatecznie po przerwie kibice zobaczyli jeszcze 22 bramki i kolejny, nieoficjalny rekord w meczu reprezentacji narodowych.

Mikronezja przegrała 3 mecze, tracąc w nich 114 goli. Tylko podczas tego jednego turnieju, przybysze z wysp byli współautorami 3 z 4 największych porażek w historii piłki nożnej.

Więcej Adama Kotleszki na kanale Youtube Zawód: Typer