Jeszcze kilka lat temu przeciętny kibic nie miałby problemu, by jednym tchem wymienić wyjściową jedenastkę reprezentacji Argentyny. Dziś „Albicelestes” to zlepek kilku gwiazd europejskiej piłki z piłkarzami w gruncie rzeczy anonimowymi, którzy jeszcze do niedawna nie mieliby najmniejszych szans na angaż w drużynie narodowej.

Choć Argentyńczycy wciąż należą do czołówki najzdolniejszych piłkarzy globu i indywidualnie podbijają świat, to jako reprezentacja spisują się poniżej oczekiwań. Ostatnie zwycięstwo na mistrzostwach świata? Rok 1986. Ostatnio triumf na Copa America? 1993. Zmieniają się selekcjonerzy, sztafeta pokoleń trwa również wśród zawodników, ale jak kibice z Ameryki Południowej nie mogli się doczekać na złoty medal przywieziony przez swoich ulubieńców, tak doczekać nie mogą się nadal.

Choć nie pomagają częste zmiany na stanowisku trenera, to słabych wyników „Albicelestes” upatrywać trzeba również w jakości czysto piłkarskiej, bo przecież ostatecznie o wyniku sportowym decydują ci, którzy przebierają się w stroje, zakładają korki i biegają po zielonej murawie. A gdyby prześledzić ostatnie kilkanaście lat, to z zespołu naszpikowanego gwiazdami europejskich potęg powoli robi się średniak, który owszem, ma w składzie kilka rozpoznawalnych nazwisk, ale i jednocześnie wielu graczy obcych przeciętnemu kibicowi, a co za tym idzie – nie dających odpowiedniej jakości. 

Mundial 2006

Mistrzostwa świata w 2006 roku Argentyńczycy rozpoczęli meczem z Wybrzeżem Kości Słoniowej w składzie między innymi z Heinze, Sorinem, Cambiasso, Mascherano, Riquelme czy Crespo. Multum jakości było również na ławce rezerwowych, bo przecież do dyspozycji Jose Pekermana byli zawsze gotowi Carlos Tevez, Leo Messi czy Pablo Aimar. Jak na dłoni widać więc, że był to zespół przepełniony piłkarską jakością, a każdy z zawodników reprezentował barwy co najmniej wyróżniającego się zespołu europejskiego. Milan, Barcelona, Liverpool, Manchester United czy Inter – przynależność klubowa miała prawo robić wrażenie, choć ówczesny mundial zakończył się na pechowej porażce w ćwierćfinale z Niemcami po rzutach karnych.

Copa America 2007

Rok później rozgrywano Copa America. Argentyna zakończyła turniej w finale, przegrywając z Brazylią aż 0:3.

Mundial 2010

W 2010, już w RPA, na drodze „Albicelestes” znów stanęli nasi zachodni sąsiedzi, choć tym razem ich zwycięstwo w ćwierćfinale było zdecydowanie bardziej przekonujące bo 4:0. Zanim jednak to nastąpiło, podopieczni Diego Maradony wygrali cztery mecze z rzędu w których strzelili łącznie aż 10 goli. Nic jednak dziwnego, skoro ówczesny szkoleniowiec dysponował bogactwem składu pozwalającym zestawić na mecz inauguracyjny z Nigerią jedenastkę zbudowaną między innymi z Demichelisa, Verona, Di Marii Messiego, Teveza czy Higuaina. Zaledwie na ławkę rezerwowych łapali się piekielnie uzdolnieni Aguero, Milito czy Pastore wyrastający na czołowego zawodnika Serie A.

Mundial 2014

Znacznie gorzej kadra Argentyny wyglądała w Brazylii w 2014, ale paradoksalnie udało się wówczas wycisnąć maksa z potencjału zespołu i dzięki poukładanej, defensywnej grze dotrzeć aż do finału. Tam pojawiło się znów przekleństwo „Albicelestes”, czyli reprezentacja Niemiec. Mimo wszystko zawodnicy z Ameryki Południowej byli dość blisko zwycięstwa. Kto harował wówczas na boisku? Skuteczny Higuain, doświadczony Mascherano, będący w kwiecie wieku Messi, Aguero, Di Maria, do tego spora liczba niezłych (jak na Argentynę) obrońców na placu. Podczas całych Mistrzostw Argentyna straciła zaledwie 3 gole. W dodatku wszystkie wpadły podczas fazy grupowej.

Copa America 2015

Dwa kolejne finały były jeszcze bardziej bolesne, bo od Ablicelestes wręcz wymagano zwycięstwa i żadna inna opcja nie wchodziła w grę. W 2015 roku po odpadnięciu Brazylii w ćwierćfinałowym meczu, wszystko było jasne – największy rywal już poza pokładem, więc Argentyna pewnie zmierza po zwycięstwo. Mecz półfinałowy z Paragwajem (który to własnie wyeliminował Brazylię), wygrany aż 6-1 nie pozostawiał złudzeń – Argentyna przystąpi do finałowego meczu w roli faworyta. Po dziewięćdziesięciu minutach wynik 0:0. Czas więc na rzuty karne. Pierwszy podchodzi Leo Messi – trafia! Natomiast szczęście nie dopisało Higuainowi oraz Everowi Banedze, przez co Argentyna obeszła się smakiem. Żal. Rozczarowanie. Ale to nie koniec bo rok później doszło do apogeum wkurwi***a!

Copa America 2016

Turniej Copa America był wyjątkowo rozgrywany z rok na rok – z okazji stuleci tych rozgrywek. Ale mniej wyjątkowo… Argentyna znów przegrała w finale. Co wydaje się jedną z największych porażek argentyńskiej piłki. Wszyscy Argentyńczycy byli pewni, że to się nie może powtórzyć. Zainaugurowali z Chile. Mimo gry bez kontuzjowanego Messiego, Argentyna wygrała 2-1. Leo wrócił na drugi mecz, ale nie grał od początku. Wszedł z ławki w 61 minucie i… strzelił hat-tricka, m.in po pięknym trafieniu z rzutu wolnego. W ćwierćfinale łatwe 4:1 z Wenezuelą, gdzie nawet Higuain zdobył dwa gole. W półfinale znów popis Higuaina, znów dwa gole, a końcowy wynik 4:0. Pestka. Czas na finał. Argentyna od 28 minuty gra w przewadze zawodnika. Sytuacja staje się coraz bardziej idealna. Niestety. Od 43 minuty Argentyna również gra w dziesiątkę. Ale po kilkudziesięciu minutach nadzieje powracają, bo czas na rzuty karne – Arturo Vidal jako pierwszy podchodzi do serii jedenastek i… nie wykorzystuje go! Czas na kolejne rozczarowanie, bo Leo Messi również nie zamienia jedenastki na gola. I mimo że decydującego karnego nie trafił Lucas Biglia, najbardziej, oczywiście, oberwało się Messiemu, bo i najwięcej się wymagało od 'La Pulgi’.

Trzeci finał z rzędu przegrany! To niemożliwe… A jednak!

Na mundialu w Rosji gra piłkarzy Jorge Sampaolego pozostawiała wiele do życzenia. Ostatecznie możliwości Latynosów w 1/8 finału zweryfikowała Francja, która po zaciętym boju triumfowała 4:3. A sam awans z grupy wywalczyli właściwie w ostatnich minutach i przy szczęściu, że Chorwacja, która nie grała już o nic, nie podłożyła się Islandii. I zastanawiam się – czy odpadnięcie w tak wczesnej fazie nie było lepsze dla serc Argentyńczyków, niż mieliby przegrać kolejny finał. Jak wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli Argentyna ograłaby Francję, później Urugwaj i Belgię, kibice zaczęliby oczekiwać jeszcze więcej – zwycięstwa! Ich serca, a tym bardziej serca piłkarzy, którzy brali udział w ostatnich trzech finałach, mogłyby nie wytrzymać.

Argentynę czeka teraz przerwa od meczów o punkty, ale już w czerwcu 2019 wrócą do rozgrywek Copa America. Będzie to turniej rozgrywany w Brazylii. A właśnie z Brazylią zagrają spotkanie towarzyskie 16 października 2018. Obecna kadra nie zachwyca. W formacji ofensywnej oczywiście wciąż znajdziemy sporo gwiazd, bo są choćby Mauro Icardi czy Paulo Dybala, ale większość piłkarzy do statusu światowych gwiazd jednak trochę brakuje. Maximiliano Meza gra w Independiente, Exequiel Palacios w River Plate, Roberto Pereyra w Watford, Rodrigo Battaglia w Sportingu, Giovani Lo Celso w Betisie, German Pezzella w Fiorentinie, Ramiro Funes Mori w Villarreal, Eduardo Salvio w Benfice a Leandro Paredes w Zenicie.

Kolejna przerwa od reprezentacji

Wielu kibiców dogryza zawodnikowi, że znów strzela focha, ale niewątpliwie ta przerwa wyjdzie wszystkim na dobre. Argentyna nie potrzebuje Messiego w meczach towarzyskich. Trener musi szukać nowych opcji na wypadek gry bez swojego najlepszego zawodnika, który zapewne już niebawem zakończy karierę reprezentacyjną na dobre i trzeba będzie sobie bez niego radzić już zawsze. Trener Ernesto Valverde z pewnością również jest zadowolony z tej decyzji, bo przez cały sezon będzie miał względnie wypoczętego Argentyńczyka. Sam zawodnik oczyści się mentalnie przez zbliżającym się Copa America, bo jesteśmy niemal pewni, że zawodnik do tego czasu wróci do kadry.