Kevin De Bruyne właśnie odniósł trzecią poważną kontuzję w tym sezonie. W całych poprzednich rozgrywkach Premier League wybiegał ponad 3000 minut. 8 golami i 16 asystami wyraźnie przyczynił się do złamania bariery 100 punktów. W obecnych przebywał na boisku przez mniej niż 1000 minut. Od sierpnia do grudnia 2018 uzbierał ledwie 194 minuty. Nie zagrał żadnego pełnego spotkania. Pierwszą asystę w lidze zaliczył dopiero 14 kwietnia. Z Tottenhamem w ćwierćfinale Champions League widzieliśmy jego najlepszą wersję. Szybko się to skończyło, bo rudy pomocnik prawdopodobnie wypadł do końca sezonu.
„The Players Tribune” to platforma medialna, na której artykuły piszą sportowcy. Dzielą się tam przemyśleniami w pierwszej osobie. Jeden z nich jest właśnie autorstwa Kevina De Bruyne’a. Człowieka, który jest wyraźnie sfrustrowany, trochę pogubiony, a kontuzje go dobijają. Napisał to jeszcze przed trzecim urazem…
„Kontuzje i mecze, które mnie ominęły sprawiają, że jest to dla mnie bardzo trudne psychicznie. Siedzieć i oglądać, jak grają Twoi koledzy – to dla mnie gorsze niż tortury. Żona mówi, że coś jest ze mną nie w porządku. Jesteśmy ze sobą od siedmiu lat, nigdy wcześniej nie widziała, jak płaczę. Nawet na pogrzebach. Ale doznałem urazu więzadła w kolanie przeciwko Fulham. Lekarz stwierdził, że będę musiał żyć przez moment „w klamrze”. To koszmar, kiedy nie możesz nawet ubrać bielizny bez pomocy. Właśnie urodził nam się drugi syn, dzień wcześniej. Żona wróciła do domu i zapytałem o dziecko. Zapytała mnie, czy coś się stało, bo widzi, że płaczę. Pewnie miałem trochę szklane oczy. Odpowiedziałem, że mam uraz kolana i będę „w klamrze”, a teraz będzie musiała zająć się trójką dzieci. Zalałem się łzami. Nie mogłem nic na to poradzić. Żona nie mogła w to uwierzyć – nie płakałeś nawet na naszym ślubie, przy narodzinach dzieci, jedno właśnie urodziło się wczoraj! Ślub, urodziny, pogrzeb? To nic, jestem skałą. Ale spróbuj odebrać mi piłkę nożną. Wtedy nie mogę sobie poradzić”
Z podziwem patrzył na Vincenta Kompanego, który znany jest z tego, że co rusz zdarzają mu się jakieś urazy. Kapitan „Obywateli” odniósł ich podczas pobytu w tym klubie blisko 50. Mniejszych lub większych, ale wykluczających go z gry. Prawie 50 kontuzji. Za każdym razem jednak wraca na siłownię i próbuje od nowa. De Bruyne tego nie potrafi i mu zazdrości. Belg w artykule podzielił się również innymi, ciekawymi przemyśleniami, choćby na temat tego, że nie warto oceniać człowieka przed poznaniem. Miał na myśli Raheema Sterlinga:
„Z tego, co wyczytałem w angielskiej prasie – mogłem wywnioskować, że ma ciężki charakter. Nie, że jest złym człowiekiem, ale tabloidy robiły z niego aroganta. Więc pomyślałem, że jest hmmm… kutasem (ang. dickhead). Nie mam zbyt wielu kumpli wśród piłkarzy. Dużo czasu zajmuje mi otwarcie się na drugiego człowieka. Zbliżyłem się do Raheema, bo nasi synowie urodzili się w podobnym czasie, więc grają ze sobą w piłkę. Naprawdę poznałem Raheema. Nie mogło być większej różnicy od opinii brukowców i prawdy. To jeden z najmilszych i najskromniejszych facetów, jakich poznałem w futbolu.”
De Bruyne przyznał Sterlingowi, że bardzo pomylił się w jego ocenie. Tym bardziej, że Belg zwracał uwagę na to, co piszą media z uwagi na własny charakter. Spodziewał się więc, że spotka na swojej drodze kogoś skrajnie kontrastowego:
„Odkąd byłem chłopcem – zawsze byłem bardzo nieśmiały. Nie miałem PlayStation i wielu bliskich przyjaciół. Swój sposób bycia wyrażałem przez futbol i byłem z tego zadowolony. Poza boiskiem byłem zamknięty w sobie. Nie powiedziałbym ani słowa, ale na boisku byłem „łatwopalny”.”
Do tego stopnia, że rodzina zastępcza, wynajęta przez Genk, żeby opiekowała się nastolatkiem – kompletnie nie potrafiła do niego dotrzeć. Nie chcieli, żeby do nich wracał po wakacjach. Zadzwonili do matki Kevina, która się rozpłakała. Wrócił tam, ale do miejsca na wzór trudnej młodzieży. Wszystko cały czas siedziało w jego głowie. Był wściekły i chciał coś udowodnić.
Strzelił pięć bramek w pierwszej połowie dla drugiego zespołu. W ciągu dwóch miesięcy dołączył do pierwszej drużyny. Ten moment i ten mecz zmienił całe jego dotychczasowe życie.